sobota, 28 lipca 2012

Rozdział IV.

Rozdział 4.

   Czas dłuży mi się niemiłosiernie. Ta ciągła paplanina nie pomaga,no bo przepraszam bardzo,co mnie obchodzi czym różni się amarantowy od zwykłego różu? Powiem,że nic mnie to nie obchodzi,nie ubieram się i nie mam raczej nic różowego w swoim pokoju,więc po co ona mi to gada? Dla samego gadania,czy jak? Niestety nie da się nie słuchać w 100%,nawet nie wiecie jakby mi się przydała taka umiejętność. Jeszcze ten kieliszek z czerwonym winem tak na mnie patrzy,że nie wytrzymam,zacznę tutaj wrzeszczeć jak opętana. Ale przy tej tutaj napić się nie mogę,zaraz poleci do mojej matki albo swojej,że niepełnoletnia pije alkohol,chociaż to tylko lampka wina i to końcówka,Julie prawie wszystko wypiła. Nie dziwie jej się,jak siedziała tutaj wcześniej tak jak ja to jej się to przydało. Zostaje mi jeszcze pójście do kuchni,tam na pewno ktoś się nade mną zlituję. Tak to najlepsze rozwiązanie,no i trochę uszy mi odpoczną. Odchodząc od stołu usłyszałam jeszcze jak Veronica pyta się gdzie idę,ale zignorowałam to,tak jak wszystko co mówi. Do kuchni wchodził właśnie jakiś młody kelner,moja szansa
- Przepraszam - powiedziałam i stuknęłam go delikatnie w ramie,odwrócił się do mnie. Był szatynem o niebieskich oczach,rzadko spotykane. Zazwyczaj niebieskoocy są blondynami,na przykład tak jak Lucy czy Niall
- Słucham panienkę - jaki dżentelmen,jakbym była jaką księżniczką normalnie
- Jestem Mel i mam do ciebie prośbę. Mógłbyś mi przynieść kieliszek wina albo szampana?
- Niech zgadnę, niepełnoletnia?
- Trafiłeś w sedno ... - jak on ma właściwie na imię?
- Chris
- Tak więc,czy mógłbyś to dla załatwić? - zdobyłam się na jeden z najpiękniejszych uśmiechów jakie miałam w zanadrzu
- Pod warunkiem,że dasz mi swój numer telefonu - uśmiechnął się. Był może o rok starszy ode mnie,ewentualnie dwa. Brzydki też nie był,wręcz przeciwnie,bardzo przystojny. Przytaknęłam,a chłopak wszedł do kuchni,wrócił do mnie po kilku minutach z kieliszkiem czerwonego wina. Podałam mu swój numer
- Dziękuję Chris
- To ja dziękuję,Mel - wyszłam na zewnątrz. Wiał ciepły wiatr,było trochę chłodno,ale nie zimno,idealna pogoda. Księżyc wyglądał jak rogalik,a miliony gwiazd rozświetlało niebo. Znalazłam Wielki Wóz i Mały Wóz,przyznam się,że znam tylko te dwa gwiazdozbiory. Kiedyś znałam ich więcej. Jak byłam mała przesiadywałam z dziadkiem na podwórku i razem obserwowaliśmy niebo,pokazywał mi najróżniejsze gwiazdozbiory,ale zapamiętałam tylko te dwa. Nie byłby ze mnie dumny,bo obiecałam mu,że postaram się zapamiętać jak najwięcej. Po śmierci dziadka gwiazdy przestały mnie interesować,nie wiem czy było to spowodowane tym,że przypominały mi o nim czy po prostu mi się znudziło.
- Nieładnie tak się ukrywać i do tego upijać - z moich zamyśleń wyrwał mnie męski głos
- A mama nie uczyła,że skradać się jest też nieładnie?
- Nie pamiętam,ale możemy iść się zapytać - zaśmialiśmy się - Czemu siedzisz tu tak sama?
- Nie wiem czym jest to spowodowane,ale chyba masz omamy,bo ja stoję,a nie siedzę
- Czepiasz się szczegółów,no to odpowiesz czy nie?
- Miałam dość siedzenia tam z Veronicą,więc sobie poszłam
- A alkohol skąd wzięłaś,bo szczerze wątpię,żeby ktoś na sali ci go dał.
- Ładne oczy,śliczny uśmiech i numer telefonu potrafią zdziałać wiele. A poza tym to tylko kieliszek wina. A co sprawiło,że ty uciekłeś?
- Wróciliśmy,a ciebie nie było,a że nie chciałem słuchać paplaniny Ver to wyszyłem pod pretekstem poszukania cię
- No to jak już wszystko mamy wyjaśnione,to powiedz mi jakie jest twoje hobby
- Hobby?
- No tak zainteresowania,pasja,chciałabym się co nieco dowiedzieć o tobie Skąd mam pewność,że nie jesteś seryjnym mordercą i gwałcicielem. W każdej chwili możesz przerzucić mnie  przez tą oto barierkę. No i czy Liam Payne to twoje prawdziwe nazwisko?
- Nieźle sobie to wymyśliłaś i tak to moje prawdziwe nazwisko.Powiem ci też,że to nie film szpiegowski.
- To tłumaczy brak kamer i to,że nie dostałam jeszcze mojej kanapki - znowu śmiech - No więc?
- Trochę pływam i śpiewam - kolejny sportowiec,czy ja tylko takich ludzi poznaje?
- Śpiewasz? - przytknął - Zaśpiewaj mi coś
- Tutaj? Nie ma mowy
- No proooszę,proszę,proszę,proszę - zaczęłam powtarzać jedno słowo i w kółko i w kółko i w kółko
- Dobra niech ci będzie,tylko przestań już prosić - to zawsze działa,wystarczy trochę po błagać i już wszystko co chcesz masz - Co mam ci zaśpiewać? - to było dobre pytanie,telefon do przyjaciela,publiczność? Nie to nie żaden teleturniej
- Skoro po wakacjach,chcę coś wakacyjnego,niech będzie ... Summer Paradise,Simple Plan i Sean Paul. Wszyscy to znają więc raczej nie będzie problemu,prawda? - wyszczerzyłam zęby w uśmiechu,a chłopak przytaknął i zaczął śpiewać refren,spryciarz nie ma co,a ja liczyłam na całą piosenkę.Wszystkiego mieć nie można,wsłuchałam się w jego głos

Cause I remember every sunset
I remember every word you said
And We were never gonna say goodbye
Singin' la da da da da 
 Tell me how to get back to
Back to summer paradise with you
And I’ll be there in a heartbeat
(Quick time, quick time girl) Oh-oh
I’ll be there in a heartbeat
(Quick time, quick time girl) Oh-oh

- I jak?
- No wiesz,liczyłam na coś lepszego - zrobił smutną minkę - żartowałam,byłeś świetny - od razu się rozpromienił
- Naprawdę?
- Pewnie,że tak,masz świetny głos,ja się nie znam,ale jak dla mnie nie fałszowałeś
- Na imię Melody,a na muzyce się nie zna
- Nie ja nadawałam sobie imię,nie znam się na muzyce,chociaż bardzo ją lubię - wypiłam do końca wino i pociągnęłam chłopaka za ramię - wracajmy już,zaraz będzie tort - zbliżała się północ,a o ile się orientuję to właśnie wtedy podają tort weselny. Miałam racje,młoda para właśnie ukroiła pierwszy kawałek
- Gdzie wy byliście? - zwrócił się do nas Will
- Na Antarktydzie odwiedzić pingwiny
- A brata nie zabrałaś? Co z ciebie za siostra? - powiedział z wyrzutem,a ja tylko wzruszyłam ramionami i ustawiłam się w kolejce po ciasto.

***

- Naprawdę?
- Mówię serio,a poza tym z takich poważnych tematów się nie żartuje - opowiadałam właśnie historię jak 6-letni Will udawał superbohatera biegając po domu w samej pieluszce - Czekaj jak on siebie nazywał? Bohater Pielucho-porty? - cała nasza czwórka roześmiała się tylko mój brat siedział z naburmuszoną miną
- Zainspirowałem się SpongeBob'em
- Można się domyślić Willu - powiedziała Alyss i poklepała go po ramieniu. Już od ponad godziny siedzimy na zewnątrz opowiadając historie z naszego życia
- Dobra koniec upokorzeń,Alyss zatańczysz?
- Jasne - uśmiechnęła się do niego i weszli do środka. Zostaliśmy w trójkę.
- No to która z pięknych dam ze mną zatańczy? - odezwał się po chwili ciszy Liam,patrzył na mnie i Jul wyczekująco
- Ja mogę z tobą zatańczyć - całą trójką weszliśmy na sale,na której było już bardzo wesoło. Alkohol robi swoje,weszliśmy na parkiet,na którym tańczyło niewiele osób,jakieś małe dzieci bawiły się balonikami.
- Też zawsze tak robiłem
- Bawiłeś balonami na weselach? - przytaknął - Ja też. Jak się było dzieckiem wszystko wydawało się łatwiejsze,nie było żadnych problemów
- Jak to nie? A kto pierwszy zjeżdża z górki zimą albo kto zje ostatnią babeczkę?To były ogromne problemy
- Mówię poważnie. Życie nie jest proste
- Oczywiście,że nie jest. Sam czasami zastanawiam się co zrobię jak skończę szkołę,ale to nie czas i miejsce na poważne rozmowy,więc potańczmy - no i na tym skończyło się rozmawianie o życiu.Przetańczyliśmy kilka piosenek i musiałam się zbierać
- Do zobaczenia,dzięki za te wszystkie tańce.Coś mi mówi,że jutro nie będę mogła wstać z łóżka
- Możliwe,że będę miał zakwasy,ale nie będę tak niedołężny jak ty,w końcu te buty
- Spale je w kominku,ale na początek tata będzie musiał go zakupić
- Tak brak kominka to może być duży problem - uścisnęłam go na pożegnanie i weszłam do auta.

___________________________________________________
Witajcie po tygodniu. Rozdział nie kończy się jakoś ciekawie ,ale nie miałam pomysłu jak go skończyć. Zasmucił mnie fakt,że jest tylko 10 komentarzy ;( Mam nadzieję,że teraz się postaracie i będzie więcej. Dodaje ten rozdział z wielkim trudem,ponieważ internet mi bardzo zamula,dlatego też nie powiadamiałam o tym rozdziale,bo zajęłoby mi to z 3h.

Jakieś pytania,pomysły pisać ;D

Do napisania. Wasza Caroline ;D

sobota, 21 lipca 2012

Rozdział III.

Rozdział 3.

   Nigdy więcej zakupów z Lucy. Mówię poważnie. Ciągała mnie po najróżniejszych sklepach w ogromnym centrum handlowym. Dziwi mnie ,że się tam nie zgubiłyśmy,ale moja towarzyszka znała to miejsce na pamięć,mogłam się założyć,że śniło jej się po nocach. Ale udało nam się i po około dwu godzinnych poszukiwaniach znalazłyśmy sukienkę,wręcz idealną. Podobała się nam obu,nieźle na mnie leżała,no i jak dla nas obu świetnie w niej wyglądałam. Tak więc zdecydowałyśmy się ją kupić,zostały jeszcze buty. Jak można zgadnąć Lu od razu wiedziała,gdzie znajduje się najlepsza para obuwia dla mnie,więc natychmiast ruszyłyśmy w tamtą stronę.Pokazała mi jasno-beżowe szpilki, nosiłam już wysokie obcasy,ale chyba trochę niższe niż te.
- Zwariowałaś?! Ja się w nich zabije zanim ujdę dziesięć metrów, zaraz wróć,zanim ujdę dwa metry
- Co ty gadasz,idealnie pasują do sukienki,a poza tym do soboty jeszcze trochę czasu,więc możesz poćwiczyć. No,i są przecenione
- No dobra przymierzę je - powiedziałam,a dziewczyna odtańczyła "taniec zwycięstwa" czym zwróciła uwagę innych klientów, ja zaczęłam się z niej śmiać,a ona natychmiast przestała podając mi buty. Przeszłam się kawałek i jeszcze żyję,więc to jakiś sukces.
- Dobra niech stracę,bierzemy je - blondynka uśmiechnęła się szeroko i poszłyśmy razem do kasy. Poszwendałyśmy się jeszcze chwilę szukając dodatków i wróciłyśmy do domu.


 Nadszedł dzień ślubu. Oczywiście moja mama jako fryzjerka i makijażystka w jednym miała pełne ręce roboty. Od samego rana nasz dom odwiedzały ciotki,kuzynki,aby zrobić sobie jakąś "wyjątkową" fryzurę. Ku uciesze mojej rodzicielki, postanowiłam,że uczeszę i umaluję się sama. Tak więc na dobry początek wzięłam długą kąpiel,a potem zabrałam się do makijażu. Jak zwykle nie rzucającego się w oczy. Ubrałam się we wcześniej przygotowany stój i zabrałam się za włosy,które lekko pofalowałam lokówką,no i rzecz chyba jasna zostawiłam je rozpuszczone. Przeszłam się kawałek po pokoju i uznałam,że trening się opłacił,bo teraz czułam się odrobinę pewniej chodząc w tych szpilkach.
- Melody,schodź już,jedziemy. - chwyciłam za torebkę i wyszłam z pokoju. Ze schodów schodziłam trzymając się poręczy,nie chciałam zaliczyć tzw. "gleby"
- No,no siostra,nigdy nie myślałem,że jesteś taka ładna
- To miał być komplement?
- Chyba tak - nie odpowiedziałam mu. Podjechaliśmy pod kościół w którym odbywała się ceremonia. Było jeszcze trochę czasu,więc goście stali przed wejściem do świątyni. Po prostu cudownie,zaraz zacznie się gadanie z całą rodzinką,z której większości w ogóle nie kojarzę,dodam,że za niektórymi w ogóle nie przepadam. Na przykład za taką ciotką Erin,cały czas komentuje,że dziewczęta nie powinny grać w siatkówkę czy uprawiać inne sporty,bo to nieodpowiednie dla młodej damy. Krytykuje mojego ojca,że niby to on zmusza mnie do trenowania,bo on kiedyś grał,co jest totalna bzdurą. Jej zdaniem powinnam być jak jej córeczka,która ubiera się w różowe ubrania i jest słodka aż do bólu. Na widok tej dziewczyny to mam ochotę uciec gdzieś to Kambodży,albo jeszcze dalej. Jest w moim wieku,a pusta jak bęben maszyny losującej przed zwolnieniem blokady*,a jak się do ciebie przyczepi to to tylko rzucić się z najbliższego dachu,nic więcej.Na całe szczęście nie spotkałyśmy ich na zewnątrz,zauważyłam,że mam sporo kuzynek,w moim wieku,trochę starszych i młodszych. W tłumie dostrzegłam Alyss. Może ją pokrótce opiszę. Ma skończone 19 lat,jest szatynką o brązowych oczach,moja kuzynka z którą się dogaduje,chyba z nią jako jedyną,jest jedną z normalniejszych z tej całej wielkiej rodziny. Już miałam do niej podejść gdy podeszła do nas,zaraz czy ja w ogóle znam tę kobietę?!
- Melody jak ty wyrosłaś - kto to jest? Nigdy na oczy jej nie widziałam,a ona mi gada,że wydoroślałam. Cyba,że poznałam ją jak byłam niemowlęciem,no to wtedy tak,rzeczywiście wydoroślałam. Wszyscy zaczęli wchodzić do kościoła,więc uczyniliśmy to samo. Ślub odbył się tak jak odbywają się wszystkie śluby. Na koniec wszyscy zaczęli klaskać,bo para młoda pocałowała się utwierdzając tym samym swoje małżeństwo. Josh,bo tak miał na imię teraz już mąż cioci Maggie wziął ją na ręce i wyniósł ze świątyni. Ustawiliśmy się w kolejce,aby złożyć życzenia i życzyć szczęścia na nowej drodze życia. Oczywiście nie obyło się bez komentarza co do sukienki,która bardzo spodobała się nowo zamężnej. Później dojechaliśmy do sali w której miało odbyć się wesele. Muszę przyznać super wybrane miejsce. Na końcu sali prostokątny stolik dla państwa młodych, świadków i rodziców. Prostopadle do nich okrągłe stoliki z karteczkami zawierającymi imiona gości. Rzecz jasna młodsza część towarzystwa siedziała osobno,a starsza osobno. Tak więc chwilę zajęło mi i Will'owi znalezienie naszego miejsca. Stolik był sześcioosobowy. Stała przy nim rzecz jasna córka Erin,Veronica (takie ładne imię,a dla takiej osoby,cóż za niesprawiedliwość),Alyss,Julie,czyli jeszcze jedna ze znośnych kuzynek,rudowłosa o zielonych oczach. Ciekawiło mnie kto jeszcze zasiądzie z nami. Jak na razie Will był jedynym facetem,co jak myślę wcale mu nie przeszkadzało. A mi nie dawało spokoju,kto mógł być ostatnim z gości.
- Cześć stary - usłyszałam za sobą,odwróciłam się i zobaczyłam ...
- Liam?!
- Cześć Mel jak tam? Mój tata jest kuzynem pana młodego - odpowiadając na twoje pytanie - wyszczerzył zęby w uśmiechu
- Ty wiedziałeś? - zwróciłam się do brata,który powstrzymywał śmiech - Dlaczego nic mi nie powiedziałeś?
- Uznaliśmy,że tak będzie zabawniej
- Cha,cha już się śmieje widzisz. A tak poza tym to są Alyss i Julie,a to Liam
- Ominęłaś mnie - oburzyła się Veronica,dodam,że miała na sobie krótką różową sukienkę,no bo jak,żeby inaczej?
- Jestem Veronica - na nieszczęście chłopaka siedział obok niej. Po jakiejś godzinie Liam widocznie miał dosyć jej ciągle paplania i tego jak z nim flirtowała. Rzucił w moją stronę błagalne spojrzenie. Zastanówmy się,nie powiedzieli mi nic,że on tutaj będzie,ale nikt nie zasługuje na takie katorgi. Już się nacierpiał i niech mu będzie uratuje go choć na chwilę. Wstałam z miejsca
- Liam,zatańczysz?
- Jesteśmy właśnie w trakcie rozmowy
- Kobiecie się nie odmawia,chodźmy - oddaliliśmy się trochę od nich - Dzięki Mel,naprawdę ci dziękuje,to było straszne
- Chyba przerażające,znam to,ale cieszy mnie fakt,że nie przyczepiła się do mnie jak to zwykle robi
- No wiesz co? - tańczyliśmy przez kilka piosenek,i te buty są straszne,zaraz mi nogi odpadną. Muszę przyznać,że Liam całkiem nieźle tańczy,no i praktycznie cały czas się śmiałam,potrafił rozśmieszyć człowieka
- Dobra ja mam dość,nie czuje stóp,ale jeżeli dalej nie chcesz tam wracać to ci kogoś przyślę
- Byłbym wdzięczny - podeszłam do naszego stolika,przy którym siedziała tylko Julie i Veronica,tak więc mam jedną opcje
- Jul,Liam prosi cię do tańca. A gdzie Will i Alyss?
- Poszli tańczyć. Już do niego idę - niestety zostałam sam na sam z,jak ona kazała na siebie mówić? Ver? Czy jakoś tak. Po jakiejś minucie wyłączyłam się z jej gatki,zapowiadała się długa noc.

_________________________________________________________
Jak się podoba nie jest chyba taki zły,co? Tak więc  "jest pusta bęben maszyny losującej przed zwolnieniem blokady" wzięłam z neta,dziękuje wujku google ;D Nowe bohaterki - nie wiem czy coś wniosą do opowiadania,ale raczej tak ,nie wszystkie i chyba wiadomo,która nie ;D 

Teraz skąd ich imiona? Julie - bo po prostu mi się podoba,a Alyss,bo tak na imię ma bohaterka jednej z mojej ulubionej serii książek, "Zwiadowcy" ;D Veronica - jakoś tak wpadło ;P Pojawią się nowi bohaterzy,ale to z czasem ,mam już nawet dla niektórych imiona ;P

Dziękuję za komentarze pod poprzednim,wejścia,obserwatorów i mam nadzieję,że za każdym razem bedzie więcej ;D


ANONIMOWI podpisujcie się pod komentarzami,taka mała prośba,bo później chcę wiedzieć komu mam dziękować za komentarze ;D
Jeżeli macie jakieś pytania dotyczące tego czy też drugiego opowiadania,albo macie do mnie jakieś prywatne pytanie to założyłam na te okazję konto na ask.fm <LINK>,więc pytać ;D
POMYSŁY można zgłaszać pisząc w komentarzu lub na pocztę,ale jeżeli piszecie mi swoje pomysły to napiszcie w komentarzu,że mi coś wysłaliście ,bo codziennie nie wchodzę na pocztę ;P Adres e-mail: opowiadaczka22@onet.pl
 
Do napisania. Wasza Caroline ;D



piątek, 13 lipca 2012

Rozdział II.

Rozdział 2 .

   Wczoraj byłam tak wykończona,że nawet nie wiedziałam kiedy zasnęłam. Mój tata mówiąc "trening" miał chyba na myśli "mordercze ćwiczenia powodujące bóle mięśni i niewyobrażalne zmęczenie". Mówię poważnie to był najcięższy trening jaki przeszłam w całym moim życiu. Dobra koniec mojego zrzędzenia zajmijmy się teraźniejszością,czyli staniem pod drzwiami łazienki czekając,aż Will z niej wyjdzie. Przynajmniej dzisiaj nie śpiewa,jakiś plus. Ubrałam się,umalowałam,wzięłam prysznic (nie koniecznie w takiej kolejności),no wiecie takie poranne czynności. Zeszłam na dół,gdzie było zadziwiająco cicho. Mój brat przecież zawsze nawija jak popieprzony,a teraz ani słowem się nie odezwał. Czyżby stresik? Już wyjaśniam,ma dzisiaj kwalifikacje do szkolnej drużyny w nogę i pewnie boi się,że się nie dostanie. Podzielam jego wątpliwości tylko,że w moim przypadku,więc całe śniadanie nie odezwałam się słowem,tak samo w drodze do szkoły przed,którą czekała na mnie Lucy. Polubiłam tę dziewczynę,mimo,że znam ją niecały dzień. Przywitała mnie uściskiem,który odwzajemniłam. Nie poruszałam od wczoraj tematu Niall'a,który ewidentnie jej się podobał. Ilekroć ją o niego wypytywałam,nie odzywała się słowem. Co zrobić? Muszę żyć z przekonaniem,że kiedyś wyciągnę od niej informacje o tym,że żywi jakąkolwiek sympatię do blondyna. Mijałyśmy właśnie grupkę "tych popularnych",i zaraz czy ja tam nie widziałam ... Niall'a? Tak to ewidentnie był on,czyli mamy rozwiązanie zagadki dlaczego taka cudowna dziewczyna do niego nie zagadała plus nieśmiałość,ale to pomińmy. Lucy tak jak ja nie chciała zadawać się z grupką "najbardziej lubianych". Cały dzień minął mi dość nudnie,wybaczcie,ale słuchanie babki od biologii jak mówi o jakiś tam układach nie należy do moich ulubionych zajęć. Tak więc pisałyśmy sobie z Lu tzw. "liściki" (przypuszczam,że połowa klasy robiła to samo),bo ona także nie była zbytnio zainteresowana lekcją.Tak jak mówiłam przez dzień szkolny niezbyt wiele się działo,tak więc czekałam tylko na kwalifikacje,które miały odbyć się zaraz po lekcjach. Niestety moja towarzyszka nie mogła pójść ze mną,musiała zajmować się młodszą siostrą. Poszłam sama,aby dodać wsparcie Will'owi. Na trybunach nie siedziało zbyt wiele osób,chłopcy wyszli na murawę,no nie powiem niektórzy nieźle się prezentowali. Energicznie pomachałam do mojego brata i uniosłam kciuki w górę,odmachał mi i dołączył do reszty. Przez jakiś czas siedziałam i obserwowałam zmagania sportowców w ciszy i w spokoju,do czasu
- Hej - przerwał mi męski głos. Spojrzałam w górę,patrzył się na mnie zielonooki (tak samo jak ja,kiedyś jak nie spotykałam ludzi o zielonych oczach tak teraz spotykam ich dość często,a to nauczycielka angielskiego,a to jakiś uczeń)chłopak o kręconych włosach,o ile kojarzyłam widziałam go w gronie "popularnych". - Jestem Harry,mogę się dosiąść?
- Hej. Jak chcesz to siadaj - nie zrozumcie mnie źle,po prostu nie przepadam za tymi bardziej lubianym,w poprzedniej szkole taka jedna właśnie z tej grupy nieźle mnie zwymyślała. Znaczy z jeszcze przed poprzednią szkołą. Mam taki jakby uraz do takich ludzi
- A zdradzisz mi swoje imię?
- Jestem Mel - zamyślił się
- Skrót od Melanie,Melissa czy może Melody?
- Melody jak cię to interesuje. Wiesz co siedzą tu prawie same dziewczyny,więc co ty tu robisz?
- Dodaje otuchy mojemu przyjacielowi,Louis'owi - wskazał ręką chłopaka,który podbijał piłkę główką - A ty przyszłaś oglądać męskie ciała w akcji?
- Nie, daje wsparcie mojemu bratu,Will'owi - pokazałam mu mojego braciszka,który rozmawiał z trenerem. Nie odezwał się już do mnie słowem. Skończyło się,wyszłam i czekałam przed wejściem na boisko. Zdaje mi się,że dobrze mu poszło,mam nadzieję,że się dostanie. Zauważyłam go szedł w towarzystwie Harr'ego i Louis'a
- I? -zapytałam
- Dostałem się - powiedział z wielkim uśmiechem na ustach,przytuliłam go i uderzyłam w ramię
- No dobrze się spisałeś,wiedziałam,że tak będzie
- No to jeszcze twoje kwalifikacje i robimy imprezę
- Weź mi o nich nie przypominaj
- Też grasz? - odezwał się Lou
- W siatkówkę - jak się dowiedziałam nowi koledzy mojego brata jadą z nami do nas do domu,pograć sobie w gry na konsoli.Od razu popędziłam do swojego pokoju. Włączyłam muzykę i zaczęłam przeszukiwać szafę w poszukiwaniu czegoś co by się nadawało na ślub. W sobotę całą rodzinką wybieramy się na wesele do siostry mojego taty,cioci Maggie.Niestety nie posiadam żadnej sukienki,a tym bardziej butów na obcasie. Nie noszę takich rzeczy. Przerwał mi sms od Lu,usiadłam na łóżku i odczytałam wiadomość
Od: Lucy
Muszę się o coś zapytać. Czy twój tata to Adam Valentine?
Musiałam się jej przyznać,sama w końcu to rozgryzła,ale jak?
Do : Lucy
Tak to mój ojciec. Ale skąd wiesz?
Prawie natychmiast dostałam odpowiedź.
Od:Lucy
Kojarzyłam skądś twoje nazwisko i poszperałam trochę w necie,no i znalazłam ;)
No tak internet,mogłam się domyślić. Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi,chwyciłam poduszkę i rzuciłam w niczego nie spodziewającego się chłopaka,który na pewno nie był Will'em,tak ja myślałam.
- Przepraszam cię myślałam,że to mój brat,który nigdy nie puka. Nic ci nie jest?
- Nic się nie stało i zdaje mi się,że nikt jeszcze nie zginął od uderzenia małą poduszką - uśmiechnął się,a ja to odwzajemniłam. W moich drzwiach stał wysoki ,jasny brunet - Jestem Liam i szukam łazienki
- Melody. Łazienka to tamte drzwi - wskazałam mu je ręką 
- Dzięki - wyszedł,a ja wróciłam do pisania z Lu. Reszta wieczoru minęła mi dość szybko.

   Kolejny dzień spędziłam w szkole. Lucy zgodziła się mi towarzyszyć na zakupach. Wróciłam do domu,przebrałam się i zeszłam na dół,gdzie siedziało kilku chłopaków. Jakieś spotkanie towarzyskie na którym grają sobie w gry na konsoli,czy co? Faceci na mają jakiś innych zajęć? 
- Mel gdzie idziesz? - usłyszałam głos mojego brata. Czyli jednak nie był w stu procentach oderwany od rzeczywistości
- Will nie mówiłeś,że masz taką ładną siostrę - powiedział Mulat,który perfidnie się na mnie gapił
- A ty dziewczyny nigdy nie widziałeś,że tak się gapisz? - strzelił buraka,a inni zaczęli się śmiać
- Zdaje mi się,że Zayn widział już dziewczyny. No to gdzie się wybierasz?
- Ciekawski jesteś,co? - Harry kiwnął energicznie głową - Idę z Lucy na zakupy. Muszę kupić sobie jakąś sukienkę i buty
- Ty sukienkę?! Gadaj co ci obiecała ciocia Maggie
- Co,myślisz ,że coś mi obiecała?!
- Tak,tak właśnie myślę.
- Dobra, wycieczkę - mruknęłam
- Wycieczkę?! Dla głupiej wycieczki będziesz się męczyć?
- Dla wycieczki na Hawaje w następne wakacje
- Na Hawaje?! Twoja siostra zna się na rzeczy - powiedział Louis.
- A dziękuję ,dziękuję. A teraz żegnam - pomachałam im wyszłam.Dla wycieczki na Hawaje mogłam się poświęcić.


_______________________________________________________
Nie dość,że nudne jak flaki z olejem to jeszcze tak późno. Wiem,że miał być wcześniej,ale kompletny brak weny,nie miałam w ogóle pomysłu na ten rozdział i wyszedł jakiś taki nijaki. Przepraszam i błagam o wybaczenie na kolanach.Nie mam pojęcia z kim spiknąć Mel,jakieś propozycje? 

Błagam was jeżeli macie jakiś pomysł to napiszcie,bo jak mówię chwilowy zastój wenowy - jeżeli można to tak nazwać.

Dziękuję za wszystkie wejścia,komentarze,obserwatorów jak chcecie możecie polecić znajomym czy coś w tym stylu - nie obrażę się,a więc przeciwnie będę bardzo szczęśliwa ;P Tak więc przepraszam za ten rozdział i nie wiem kiedy następny,może za tydzień może wcześniej,nie mam pojęcia.

Do napisania. Caroline ;D

wtorek, 3 lipca 2012

Rozdział I .


Rozdział I.
   W oczach miałam łzy,ale nie chciałam,aby się uwolniły. Nie przy tylu ludziach,oznaczały słabość. Lata treningów,ciężkiej pracy i moje ambicje legły w gruzach. Pracowałam i czekałam na ten moment tyle czasu,a w ciągu kilku sekund okazało się,że mi się nie udało,nie dałam rady. Z widowni schodził mój ojciec,który poświęcał mi tyle czasu,abym była najlepsza. Jego mimika twarzy wyrażała zawód,ale dopiero jego słowa utwierdziły mnie w tym
- Zawiodłem się na tobie,myślałem,że stać cię na więcej – pojedyncza łza spłynęła po moim policzku. 
   Zerwałam się z łóżka,to tylko zły sen. Ale łzy poleciały mi naprawdę,otarłam je. Znowu ten sam koszmar,znowu te same słowa. Nie bałam się tego,że nie dostanę się do „Londyńskiej drużyny siatkarskiej dziewcząt”,która „otwierała mi drzwi" to sportowej kariery. Bałam się zawieść osoby na,których mi zależy. Mój tata poświęcił tak dużo czasu na trenowanie mnie,a ja nie chciałam go rozczarować. Tym bardziej,że mój ojciec był jednym z najlepszych siatkarzy w Wielkiej Brytanii,był reprezentantem naszego kraju w latach 90-tych,ale przerwał karierę z powodu kontuzji i rodziny. Ukrywaliśmy ten fakt,tata sądził,że tak będzie lepiej i pewnie miał racje. Nie chciałam,aby kojarzono mnie i Will'a jako dzieci „Wielkiego Valentine'a” .Dobra dosyć o tym,jest środek nocy,jutro idę pierwszy raz do nowej szkoły,a po tym koszmarze nie mogę zasnąć. I wierzcie mi lub nie nie skaczę z tego powodu z radości ( w sensie,że z pójścia do szkoły,chociaż perspektywa braku snu też mnie nie cieszy). Tak czy inaczej będę musiała jakoś się zaaklimatyzować w nowym miejscu do którego wcale nie mam ochoty iść,ale kto wie,może nie będzie tak źle.
   Zapowiadał się ładny dzień,promienie słoneczne oświetlały mój nie do końca urządzony pokój. Na podłodze wciąż jeszcze leżały kartony i torby. Jeżeli nie chciałam iść pieszo musiałam zebrać swój szanowny tyłek i zacząć się szykować. Z walizki wybrałam ubrania i wybrałam się do łazienki. Jak na złość ktoś w niej siedział i śpiewał pod prysznicem
- Will wyłaź! - krzyknęłam uderzając pięścią w drzwi – i proszę cię nie śpiewaj,bo moje uszy tego nie wytrzymają! - jak na złość wył jeszcze głośniej kawałek Bee Gees „Stayin ' Alive”. Co ja z nim mam?  - No nareszcie! Niby dziewczyny długo siedzą w łazience - powiedziałam bardziej do siebie niż do niego - I może tak byś się ubrał? - ubrany był tylko w bokserki,a włosy wycierał ręcznikiem. Podobał się wielu dziewczynom,w sumie jakby nie patrzeć był przystojny. Lekko wyrzeźbiona klata, no i te zielone oczy na które leciało większość dziewczyn,dodam,że oboje mieliśmy podobny kolor tęczówek. Tylko sobie nic nie pomyślcie! Jest moim bratem i przyjacielem i kocham go,ale siostrzaną miłością. Opisuje go po prostu.Po kilku minutach byłam już gotowa. Zeszłam na dól na śniadanie,gdzie była już cała moja rodzinka. Tata siedział przy stole czytając gazetę i pijąc poranną kawę,mama stała w szlafroku i kapciach przy blacie kuchennym szykując kolejne kanapki,a Will jak to Will siedział i jadł te kanapki. Usiadłam obok niego i zaczęłam pałaszować posiłek
- Piszą coś ciekawego? - zwróciłam się do taty
- Szukają trenera dla młodzieżowej drużyny siatkówki chłopców
- I co zgłosisz się?
- Nie,musimy skupić się na twoich treningach,niedługo kwalifikacje ... - przerwałam mu
- Tato,posłuchaj nie możesz cały czas robić wszystkiego pod moje treningi. Załóżmy,że się nie dostanę i co wtedy zaprzepaścisz swoją szansę? - przełknęłam głośno ślinę,nie chciałam takiego obrotu spraw,spełniły by się moje koszmary,ale nie mogłam cały czas myśleć,że się dostanę - Obiecaj mi,że pójdziesz tam i się zgłosisz,obiecaj
- Dobrze obiecuję ,a teraz lećcie bo się spóźnicie - miałam nadzieję,że tam pójdzie. Zależało mi,aby moi bliscy byli szczęśliwi i nie chciałam,aby zniszczyli swoje marzenia,w pewnym sensie przeze mnie. Dojechaliśmy pod szkolny budynek. Ramię w ramię ruszyliśmy wgłąb budynku. Dostrzegłam grupkę tzw. "popularnych",skąd to wiedziałam? Takie rzeczy się po prostu wie,no bo jak ktoś się się lepi do jakiś chłopaków lub dziewczyn no to wszystko już wiadomo. Trzymać się od nich z daleka,taki miałam cel w tej szkole. Przyszliśmy pod moją klasę,chciałam już wejść do środka,ale Will stuknął mnie w ramię
- Tak? - pokazał swój policzek,pocałowałam go tam i on zrobił to samo,po czym odszedł. To był nasz taki jakby rytuał na szczęście i dodanie wsparcia. W pomieszczeniu zebrało się już kilka osób,każdy był zajęty rozmową. W tylnej ławce samotnie siedziała jakaś dziewczyna i czytała książkę,co mi tam?
- Cześć,jestem Melody. Mogę się dosiąść? - spojrzała na mnie. Była blondynką o niebieskich oczach
- Hej,jestem Lucy. Jasne siadaj. Nowa?
- To aż tak widać?
- Po prostu pytasz się czy możesz się dosiąść,a poza tym nigdy cie tu nie widziałam. A przy okazji gdzie wyrwałaś takie ciacho? - chwile mi zajęło zanim zajarzyłam o co jej chodzi
- Willa? To mój brat,wiem,że mogło to wyglądać jakbyśmy byli parą,ale po prostu to tak na szczęście - zadzwonił dzwonek,a ja z Lucy nawijałyśmy całą lekcje. Także gra w siatkówkę,więc mam partnera do treningów,bo także startuje do kwalifikacji. No i maluje,obiecała ,że pokaże mi kiedyś swoje prace. Zadzwonił dzwonek na przerwę,pod klasą co dziwne czekał mój brat.
- Żyjesz? - spytał się mnie,tak opiekuńczy Will
- Nie widać? Jeszcze nikt mnie tu nie pożarł,nie martw się. To jest Lucy
- Cześć, Will - pomachał do niej - a to Niall - dopiero teraz zauważyłam stojącego obok niego blondyna o niebieskich oczach. Moja towarzyszka chyba zaniemówiła, więc postanowiłam coś powiedzieć
- Jestem Melody,a to jak pewnie słyszałeś Lucy. To my lecimy na bardzo fascynujący przedmiot zwany chemią . Pa - pociągnęłam dziewczynę za ramię. - Podoba ci się - bardziej stwierdziłam niż zapytałam
- Że niby kto?
- Jeden z krasnoludków Królewny Śnieżki.Niall ,a kto inny?
- Zdaje ci się - odpowiedziała mi,ale ja i tak wiedziałam swoje

__________________________________
Witam wszystkich ;D Jest pierwszy rozdział, w którym nie za dużo się dzieje,ale to w końcu jedynka prawda? Trochę krótki,ale później się rozkręcę. 14 komentarzy i 14 czytających <jupi>. Mam nadzieję,że będzie więcej. Dobra nie zanudzam ;D Miłych wakacji ;D  Może dodam,że rozdział dodaje o pierwszej w nocy,a to wszystko dzięki mojej kumpeli, z którą pisze na gadu,bo inaczej byłby popołudniu w środę ;D Dodawać ubrania w które ubiera się Melody?

Do napisania. Caroline ;D