wtorek, 18 września 2012

sobota, 15 września 2012

Słuchajcie ...

Sama nie wiem co mam zrobić z tym blogiem. Nie chce go zawieszać ani usunąć,czy coś podobnego.

Po prostu mam wrażenie,że niezbyt wiele osób to czyta i z tego moje wątpliwości i w sumie jakoś tak nie podoba mi się ta historia ...

No nie wiem.

Mam jakiś pomysł na inną historię. Ale nie wiem czy zaczynać coś innego ... w końcu trzecia klasa gimnazjum i za wiele czasu nie mam ;//

Ajj. No to co wy sądzicie,dalej pisać historie Mel czy zacząć coś innego?

Caroline ;D

sobota, 25 sierpnia 2012

Rozdział VI.

Rozdział 6.

"Louis"

   Jeżeli chodzi o moją kondycje,to ... może lepiej nic nie mówmy. Nie jest zła,ale też nie jest świetna. Zdecydowanie jestem dużo wolniejszy od Mel i Lucy,ale chociaż góruje nad Willem. Zawsze to jakiś plus. Zostało mi jeszcze pół kilometra do przebiegnięcia,a już opadam z sił. Dziewczyny już skończyły "rozgrzewkowy bieg",a Will jest jeszcze dwieście metrów za mną. Tak więc jesteśmy gorsi od dziewczyn. Brawo Lou! Pokonała cię dziewczyna,a nawet dwie. Musisz poćwiczyć i to ostro. W końcu jesteś w drużynie. I jak sobie wyobrażasz biegać przez dziewięćdziesiąt minut po boisku jak ledwo przebiegasz dwa kilometry? Jutro mecz,a ty się lenisz! Westchnąłem i dokończyłem bieg. Mel i Lu siedziały na ziemi odpoczywając,a pan Valentine stał z niczego nie wyrażającym wyrazem twarzy.
- No,no brawo.Jesteś szybszy od Will'a - powitała mnie Melody. Nawet nie zauważyłem kiedy do mnie podeszła. Skupiony byłem na złapaniu oddechu. Spojrzałem na nią. Nie było po niej widać,że właśnie przebiegła dwu-kilometrową trasę. Uśmiechała się od ucha do ucha. Czyli ona przejęła rolę pozytywnego na ten dzień? Świetnie.
- Will,Will - mruknął ojciec rodzeństwa. W jego głosie można było wyczuć nutę niezadowolenia,do tego pokręcił głową z rezygnacją. Uśmiechnąłem się mimowolnie. Nie wiem czemu,może cieszyłem się z tego,że nie jestem najgorszy - Teraz trochę się rozciągnijcie,a później Melody wraz z Lucy poćwiczą z piłką,a dla was chłopcy mam coś innego. - na jego twarzy zagościł uśmiech. Mogę powiedzieć,że się się boje? Trzeba było słuchać Willa,ale nie Louis jest mądrzejszy i wie wszystko najlepiej. Podczas "rozciągania" zwróciłem się do brunetki
- Wiesz może co wymyślił dla nas twój tata? - dziewczyna wzruszyła tylko ramionami. Pozostało mi czekać. Nie trwało to zbyt długo.
- Tak więc - zaczął mężczyzna - Macie jutro mecz,tak? - przytaknęliśmy,muszę przyznać,że chyba zbyt energicznie to zrobiłem,ale chyba nie zwrócił na to uwagi - Spróbujcie mnie pokonać
- Słucham? - wyrzuciłem z siebie nim zdążyłem to przemyśleć
- Poćwiczymy strzelanie na bramkę. W liceum oprócz grania w siatkówkę zajmowałem się także obroną bramki naszej szkolnej drużyny. - zaczęliśmy strzelać na prowizoryczną bramkę. Szło nam nieźle,w końcu pan Valentine podsumował - Albo ja jestem tak kiepski albo wy jesteście tak dobrzy. Koniec na dzisiaj

- To kto idzie na koktajl? - zagadnąłem gdy jechaliśmy już z powrotem.
- Przepraszam Lou,ale nie mogę,mam jutro test z biologii i jak go zawalę to będę mógł się pożegnać z meczem Chelsea - mruknął Will
- Ja też nie mogę - powiedziała Lucy,nie wyjaśniając dlaczego
- Mel jesteś moją ostatnią nadzieją,co ty na to?
- Hmm ... W sumie czemu nie,nie mam nic lepszego do roboty. - odwiozłem wszystkich po kolei i umówiłem się z Melody za godzinę.

***
Zapukałem do drzwi i po chwili otworzyła mi brunetka. Włosy upięła w kok,a pojedyncze kospyki opadały jej na policzki
- Niezwykle pozytywnie - powiedziałem mając na myśli jej kolorowy strój
- A dziękuje,taki miałam zamiar - w ciągu piętnastu minut byliśmy już w MilkshakeCity. Wchodząc uderzyła nas fala ciepła,na zewnątrz nie było aż tak zimno,ale wchodząc tam czułem się znacznie przyjemniej niż na dworze. Do tego jeszcze ta różnorodność zapachów. Truskawka,wanilia,czekolada,malina,można by długo wymieniać . Wybraliśmy stolik w rogu. W godzinach popołudniowo-wieczornych ruch w tym miejscu był zdecydowanie największy w ciągu całego dnia. Czasami nie było gdzie usiąść,tak wielu ludzi tutaj przychodziło. Nie dziwie się. Miła obsługa,ciche dźwięki muzyki,które dodawały klimatu i oczywiście pyszne koktajle.
- Ja poproszę czekoladowy - zwróciłem się do kelnerki. Melody kiwala głową w tą i z powrotem przegryzając dolną wargę jednocześnie czytając menu. Kelnerka była już zniecierpliwiona,więc zedycowałem za moją koleżankę
- Dla tej pani malinowo-brzoskwiniowy - brunetka spojrzała na mnie z wyrzutem i schowała się za kartą
- Jak foch to foch!
- Tak właśnie! Nie wolno decydować za ludzi,to jest ... - nie dałem jej dokończyć
- Ale nieładnie jest też przedłużać prace innych
- Niech ci będzie - powiedziała już z uśmiechem. Nagle coś mnie tknęło - Mel wiesz może co sprawiło,że Lucy nie mogła do nas dołączyć? - byłem ciekaw
- Yyyy ... no ten ... nie - wydusiła w końcu. Jakoś jej nie wierzyłem
- Akurat
- Dobra wiem,ale nie powiem,bo obiecałam
- No weź - powtarzałem to dziesiątki razy,ale dziewczyna zawsze przecząco kiwała głową. Przestałem gdy przyniesiono nam koktajle. Zimny płyn o smaku czekoladowym był wyśmienity.
- Szczerzysz się jak głupia do sera,a raczej jak do koktajlu więc chyba ci smakuje
- Skąd wiesz?
- Co?
- No o głupocie?
- To przecież widać - zaśmiałem się
- To nie jest zabawne Lou - jej mina była teraz poważna jak nigdy - To bardzo straszna choroba i jest bardzo zakaźna i trudna do wyleczenia. U mnie zdiagnozowali ją już w wieku czterech lat i dalej nie mogę wyzdrowieć - nie wytrzymała i teraz śmiała się zapewne z mojej miny. Bo była to mieszanka rozbawienia,zdziwienia i powagi. Naprawdę musiałem wyglądać komicznie i jak to sobie wyobraziłem także wpadłem w śmiech. Teraz śmieliśmy się razem i ludzie dziwnie się na nas gapili,trudno ich problem.

"Melody"

    Spacerowaliśmy po parku. Niektóre latarnie już się paliły. Ściemniło się. Gdzieniegdzie spacerowały pojedyncze osoby,albo jakieś grupy nastolatków. Byłam ciekawa jak poszło spotkanie Lucy z Niall'em. Tak, właśnie dlatego dziewczyna nie mogła z nami iść,byłam umówiona z blondynem,a ja obiecałam,że nikomu nie powiem. Nie wiem po co,ale uszanowałam jej wolę pod warunkiem,że mi wszystko ze szczegółami opowie. Byliśmy pod moim domem. Spędziłam miło czas. Dowiedziałam się sporo o chłopaku,bo jak już zaczął gadać to buzia mu się nie zamykała
- No to cześć - machnęłam ręką na znak pożegnania. Zrobił słodką minkę i rozłożył ręce
- Tuli?
- Tuli - uścisnęłam chłopaka
- A i w sobotę spędzamy wieczór w ósemkę, pamiętaj! - chciałam odpowiedzieć,że "jakbym śmiała zapomnieć",ale nic nie powiedziałam tylko weszłam do domu. Usłyszałam dźwięk otrzymanego sms'a. Pewnie Lucy jest gotowa znać mi relacje z randki,chociaż ona uważa,że to tylko przyjacielskie spotkanie. Taaa jasne,ja z Lou byliśmy na przyjacielskim spotkaniu,ale ta dwójka. Między nimi coś jest i to była zdecydowanie randka. Nieznany numer

"Może miałabyś ochotę spotkać się w sobotę wieczorem? Chris :D"

Czyli jednak się odezwał. Dodałam jego numer do kontaktów i odpisałam jednocześnie kierując się do kuchni

"Do:Chris
 Niestety nie mogę,jestem umówiona ze znajomymi."

Nie mogłam ich przecież wystawić do wiatru. Wyjęłam miskę z szafki,a potem mleko i płatki

"Od Chris
To może za tydzień?"

Uśmiechnęłam się pod nosem i zaczęłam jeść "kolacje".

"Do Chris
Nie odpuścisz co? Przyszły tydzień zajęta,ale termin za dwa tygodnie mogę zabukować dla ciebie. Piszesz się na to?"

"Od Chris
Nie odpuszczę. Wiesz dziewczyny zazwyczaj chcą jak najszybciej się ze mną umówić,ale skoro nie masz czasu to za dwa tygodnie. Ale na pewno nie chcesz iść się pogibać? :D:D"

Czyli chciał mnie zabrać do klubu,ciekawe

"Do Chris
Mówiłam,zajęta. Nie da rady. Nawet urok osobisty ci nie pomoże :D"

"Od Chris
To może zabierz ich ze sobą? "

"Do Chris
To byłoby niezłe rozwiązanie.Zobaczymy czy się zgodzą. "

Pisałam z Christianem do późnej nocy. Nie brakowało nam tematów do prowadzenia konwersacji.Cieszyło mnie to.

***

Jak przypuszczałam wszyscy prawie jednogłośnie przystali na propozycje wyjścia do klubu. Chcieli odreagować cały tydzień szkolny,który nareszcie już się kończył. 
Mecze między szkołami,to bardzo pożytecznie czas spędzony przez uczniów. Zazwyczaj wszyscy są zwolnieni z lekcji i idą oglądać zmagania piłkarzy. Przeszłam przez boisko rozglądając się za przyjaciółmi. Zachciało ci się sikać,to teraz szukaj wiatru w polu. Na oczach poczułam czyjeś palce.
- Zgadnij kto - powiedział męski głos. Czyżby Will albo Lou robili sobie właśnie żarty,bo wyszli na murawę. Ale nie rozpoznałam głosu żadnego z nich,zabawmy się i zobaczmy co wyjdzie
- Oprah? - zapytałam - Nie,nie czekaj. Messi, tak to na pewno ty Leo - zaśmiał się
- Piii.Przykro mi nie zgadłaś - odwrócił mnie w swoją stronę. Zobaczyłam uśmiechniętego od ucha chłopaka o niebieski oczach i niemal czarnych włosach. Stał przede mną Chris,tylko co on tu robił ...

_______________________________________

Długo mnie tu nie było,3 tygodnie. Matko kochana,szmat czasu,ale w ciągu tych tygodni miałam zanik weny,dwa wyjazdy i pełno spotkań ze znajomymi,więc praktycznie tylko w nocy miałam chwile,żeby zajrzeć na bloga.Przepraszam i mam nadzieję,że więcej sie nie powtórzy :D

Proszę o więcej komentarzy,no bo jest tylko siedem pod poprzednim :((

Jak się podoba?
Do napisania. Wasza Caroline :D

sobota, 11 sierpnia 2012

Informacja.



   Tak więc,dzisiaj dowiedziałam się,że jutro wyjeżdżam na około tydzień do babci,gdzie nie mam dostępu do internetu ;/ Tak więc nowy rozdział pojawi się po weekendzie,czyli po moim powrocie.U babci postaram się napisać nowy rozdział,a jak przyjadę to przepisze go na blogspota i opublikuje.

Na drugim blogu już opublikowałam nowy rozdział,ale tutaj nie zdążyłam go napisać ;/  Niestety wakacje nie dają mi zbytnio czasu żeby codziennie siedzieć przy kompie i pisać nowe rozdziały.

Piszę tego posta,żebyście nie czekali na tego posta,tylko żebyście wiedzieli,że nie pojawi się on szybciej niż po następnym weekendzie.

Tak więc,do napisania po powrocie. Wasza Caroline ;D

PS. Piszcie komentarze pod poprzednim,bo jest ich tylko siedem i miło by było zobaczyć ich więcej po powrocie :D

sobota, 4 sierpnia 2012

Rozdział V.

Rozdział 5.

  
    Zbierzcie te stopy albo zaraz sama je sobie odetnę. Chyba,że znacie jakiś magiczny sposób dzięki,któremu przestaną mnie boleć. No wiecie,przyleci Jednorożec Uzdrowiciel na swojej magicznej kolorowej tęczy i uzdrowi mi stopy. Co ja pieprze? Widać ta tajemnicza choroba zaczyna atakować mój mózg,zaraz zginę przez natężenie głupoty w komórkach mózgowych i bólu w nogach. Powiedzcie moim rodzicom,że ja nadal pamiętam brak króliczka czekoladowego w Wielkanoc i powiedzcie Veronice,że jest głupia. Nie śmiejcie się z tego ostatniego,zawsze chciałam jej to powiedzieć i zawsze byłam ta mądrzejsza i sobie odpuszczałam. „Nie chciałam zrobić jej przykrości” - jak mawia mama. Jeszcze jedno,niech mój brat mnie pomści i spali te cholerne buty w kominku. Tak więc,żegnam,adios,miło było was znać i takie tam.
    „ Z prawej! No posłuchaj się mądrzejszego! ... Aaaa mówiłem,że z prawej,mówiłem?!” . „Ojj ,zamknij się!” Niezbyt miło jak takie oto dźwięki wyrywają cię ze stanu „ jestem w połowie zombie”. Jak jakieś małpiszony darli się i wykrzykiwali jakieś polecenia. Już dobrze wiedziałam kto tam jest. Zerwałam się z łóżka i nie patrząc nawet jak wyglądam zeszłam na dół. Zejście po schodach było gorsze niż myślałam. Nie myliłam się co do „gości”.
 - Hej małpiszony! - sześć głów odwróciło się w moją stronę – Czy dalibyście mi skonać i stać się zombie w ciszy i spokoju?! 
- I co zjadłabyś nam mózgi?
- Jeżeli macie mózgi, w co wątpię, to tak. Will,niech zgadnę. Rodzice gdzieś wyjechali,a ty skorzystałeś z okazji,aby pomęczyć swoją siostrę i zaprosiłeś kolegów? 
- Też cię kocham – uśmiechnął się szeroko
- A ja nie – wytknęłam mu język – I nie zostawię ci nic w spadku 
- No nie,aż taka zła jesteś? – wzruszyłam tylko ramionami,a oni odwrócili się ode mnie i na nowo zaczęli grać. Była to jakaś strzelanka,po krótkiej chwili zorientowałam się,że grałam w tę grę dłuższy czas temu. I ogrywałam tyłek Will'owi,zapewne już tego nie pamiętał,w końcu upokorzeń na długo się nie zapamiętuje. Miejsce było tylko między Harr'ym,a Zayn'em. Nie cieszył mnie ten fakt,jakoś tak nie przypadli mi do gustu,co z tego,że ledwo ich znałam? Rozsiadłam się między nimi i przyglądałam się grze. Ginęli w taki banalny sposób,że szkoda gadać. 
- Przecież to było tak logiczne,że on tam się czai – wypaliłam w końcu. Już nie mogłam patrzeć na ich niezbyt dobrą grę. 
- No właśnie,w końcu ktoś się na tym zna. Oni słuchać się mnie nie chcą jak im podpowiadam – wyrzucił z siebie Louis,przybiłam z nim piątkę. Jeden chyba,który wie jak w to grać. 
- Głupie małpy! - powiedziałam i razem z Louis'em się zaśmialiśmy,a reszta spiorunowała nas spojrzeniem.
- Dziewczyna ma racje! - zaczęliśmy rozmawiać o strategi w grze tak głośno,że Zayn w końcu nie wytrzymał:
- Jak jesteście tacy mądrzy to zagrajmy na teamy i zobaczymy kto ma racje! 
- Ja się zgadzam co ty na to Mel? - przytaknęłam,przeciwko naszej dwójce mieli „stanąć” Zayn i Niall,niby najlepsi z nich,wybrani w jawnym głosowaniu. 
- No to zaczynamy nasze przedstawienie – powiedziałam z wielkim uśmiechem na ustach. No i zaczęło się. Na początku gra była bardzo wyrównana,ale później wraz z Lou postanowiliśmy przestać dawać im fory. Dobroduszność się skończyła. I chwila,moment i już byli na przegranej pozycji 
- Jakieś ostatnie słowo? 
- Żel do włosów. - powiedział z rezygnacją Mulat 
- Dżem. - podobnym tonem głosu wypowiedział się blondyn.
- Game Over, cieniaski – podsumował brunet i wziął mnie na ręce. Zaczął obracać mnie w powietrzu jak jakąś lalkę i wrzeszczeć „ Wiedziałem,że wygramy”. Też to wiedziałam,ale nie okazywałam mojej radości tak entuzjastycznie. Muszę stwierdzić,że Lou to bardzo pozytywny człowiek
- Idioto puść mnie! Bo się zrzygam! Mówię poważnie! - dopiero teraz postawił mnie na ziemi. Moje bolące stopy znowu dały o sobie znać – No to teraz który mnie zaniesie na górę,bo bolą mnie nogi? - chwil nic ,a potem Harry podrywa się łapie mnie w pasie i zarzuca na ramiona jak worek ziemniaków. I jak gdyby nigdy nic,jakbym nic nie ważyła zanosi mnie do mojego pokoju. Albo ja tak mało ważę albo on jest bardzo silny. Przystanę chyba na tej pierwszej opcji. Weszłam do środka i rzuciłam krótkie „dziękuję”. Myślałam,że sobie pójdzie,ale nic z tego,stał tam dalej. 
- Na co tak czekasz? 
- A ja wiem nie wolno mi tak stać? 
- Nie,ale może tego nie wiesz. To moja przestrzeń prywatna 
- Bardzo ładna – machnęłam ręką i zaczęłam wybierać ubrania. W końcu sobie pójdzie,ale nie,sterczy tam dalej. Skierowałam się w stronę łazienki,a on za mną.
- Czego ty u diabła chcesz,że za mną leziesz? - zastanowił się chwile,po czym wzruszył ramionami. Faceci kto ich zrozumie? Niby kobiety są trudne do rozgryzienia. Miałam wchodzić już do łazienki,usłyszałam za sobą
- Tylko nie maluj się za mocno,wolę naturalne dziewczyny - spojrzałam na niego. Naturalne dziewczyny? O co mu ... Czy on właśnie w nieudolny sposób próbuje mnie poderwać? Chyba sobie ze mnie żarty robicie! Muszę jakoś sprawić,żeby jego zapał trochę a nawet bardo,a jeszcze lepiej to w ogóle zgasł
- A ja nie lubię nachalnych facetów - powiedziałam mu i zamknęłam drzwi przed nosem. 

*** 3 tygodnie później 

   Za sprawą Will'a coraz więcej czasu spędzałam z chłopakami. Miałam się trzymać z daleka od "tych popularnych" i starałam się trzymać ich na dystans,ale nie udało się. Za każdym razem jak przychodzili do mojego brata wyciągali mnie z pokoju siła,abym spędziła z nimi czas,tak samo było jak Lucy do mnie wpadała. Siedzieliśmy w ósemkę,świetnie się razem bawiąc,muszę to przyznać. W szkole też starałam się ich unikać,ale zawsze jakimś szczęśliwym trafem się spotykaliśmy. Co za świat w którym postawione przez ciebie cele się nie sprawdzają? W sumie nieźle się dogaduje ze wszystkimi,tak samo Lu,dobrze się poznaliśmy. Nawet z Harry'm,który zaniechał podrywania mnie,co mnie bardzo cieszy.Chodzi mi o to jego "zarywanie do mnie" chociaż fakt,że się dogadujemy też mnie cieszy. Niall z Lucy chyba jak by mieli taką możliwość to gadali by ze sobą przez cały czas. Od początku wiedziałam,że blondynce podoba się blondyn,co za zbieg okoliczności.Wyraźnie między nimi coś jest,ale nie zamierzam się wtrącać.Obiecałam to dziewczynie.  A wracając do wyznaczonych celów,to za tydzień kwalifikacje. Na samą myśl się denerwuje. Treningi są tak męczące,że przychodzę do domu i od razu padam na łóżko wyczerpana. Stwierdzam,że mój ojciec to najsurowszy i najbardziej wymagający trener na całym świecie. On nie zna litości,mówię to jak najbardziej serio. Dzisiaj kolejny trening i jak wnioskuje będzie on najgorszy w całym moim siedemnastoletnim życiu. Dlaczego? No,bo jak mój tata dowie się o mojej ocenie z testu z matematyki to raczej nie będzie skakał z radości. Po co oni zawsze dzwonią do rodziców jak uczeń dostanie jedynkę? O wiele łatwiej by mi się żyło gdyby się nie dowiedzieli.
- Nie dostaniesz pały, ile razy mam ci powtarzać? - próbowała mnie pocieszyć Lucy
- W cuda wierzysz? Nic nie umiałam,totalnie nic. Graniastosłupy i te inne figury przestrzenne to dla mnie czarna magia,sama wiesz - wiedziała,bo próbowała mi to wytłumaczyć,ale bez skutku. Dalej już się nie odzywałyśmy,bo uciszyła nas matematyczka. Mark Bennet rozdawał testy,podszedł do naszej ławki i podał nam testy.
- Wiedziałam,że jedynka. 
- Następnym razem będzie lepiej,zobaczysz - spojrzałam na jej kartkę,miała cztery. Oczywiście w trakcie lekcji nie obyło się bez mówienia innym uczniom jakie to głupoty pisaliśmy. Zgadniecie,że najczęściej opisywała jakie ja popełniłam błędy. Cała klasa się śmiała z moich odpowiedzi.Za bycie tłukiem z matmy trzeba płacić. Zadzwonił dzwonek i ruszyłyśmy w stronę wyjścia,na nas czekali chłopcy. Myślałam,że tylko Will będzie na nas czekał,żeby odwieść nas do domu,ale jak widać oni wszędzie łażą razem.
- Ej co ty taka bez humoru? - zagaił wieczny optymista Lou gdy do nich podeszłyśmy
- Zapraszam was na mój pogrzeb - zrobili zdziwione miny,wiem nie codziennie człowiek dostaje zaproszenie na pogrzeb przez jeszcze żyjącego człowieka. No,ale trochę współczucia by się przydało. Pokazałam im mój test. Od razu wszyscy zajarzyli.
- No to jedźmy gdzieś się rozerwać,tak na poprawę humoru - w sumie fajnie byłoby się trochę zabawić,ale nie mogłam
- Niestety mam trening,za tydzień kwalifikacje i nie mam wyboru muszę ćwiczyć i Lucy tak samo - wiem,co za przykładna i tak dalej,ale nie mam wyboru. W końcu chce spełniać swoje marzenia.
- To może w formie wsparcia,Will i ja z wami poćwiczymy. Niedługo mamy mecz,więc przydał by nam się dodatkowy trening - zaproponował Louis. Mój brat natychmiast starał się go odwieść od tego pomysłu
- Zwariowałeś?! Mój ojciec to tyran jeżeli chodzi o treningi.Nie mam mowy
- Co ty baba? - zaczęli gdakać jak kury,pokazując,że jest tchórzem
- No dobra niech ci będzie,ale później nie mów,że nie ostrzegałem!


_______________________________________________
Ta-da. Jak tam się podoba? Jeszcze nie wiem z kim będzie bohaterka,więc dodaje jakieś scenki z kilkoma osobnikami ;D Pogłówcie się trochę,zresztą ja też muszę się zastanowić xD Przyspieszyłam trochę czas akcji,o trzy tygodnie,bo opisywanie każdego dnia byłoby monotonne i nudne. A tak niedługo mamy kwalifikacje,które już wiem jak mniej więcej będą wyglądały ;D

Nie dodaje teraz żadnej stylizacji,bo net mi muli,niestety dalej i nie wiem do kiedy,pod postem a tamtym blogu padło pytanie czy sama tworze stylizacje,odpowiedź brzmi tak ;D


Następny pewnie za około tydz i mam nadzieję,że będzie więcej komentarzy niż ostatnio;D Pytania,pomysły pisać ;D

A do drugiego bloga post pojawi się jutro albo pojutrze,tak dla informacji ;D


Do napisania. Wasza Caroline ;D

sobota, 28 lipca 2012

Rozdział IV.

Rozdział 4.

   Czas dłuży mi się niemiłosiernie. Ta ciągła paplanina nie pomaga,no bo przepraszam bardzo,co mnie obchodzi czym różni się amarantowy od zwykłego różu? Powiem,że nic mnie to nie obchodzi,nie ubieram się i nie mam raczej nic różowego w swoim pokoju,więc po co ona mi to gada? Dla samego gadania,czy jak? Niestety nie da się nie słuchać w 100%,nawet nie wiecie jakby mi się przydała taka umiejętność. Jeszcze ten kieliszek z czerwonym winem tak na mnie patrzy,że nie wytrzymam,zacznę tutaj wrzeszczeć jak opętana. Ale przy tej tutaj napić się nie mogę,zaraz poleci do mojej matki albo swojej,że niepełnoletnia pije alkohol,chociaż to tylko lampka wina i to końcówka,Julie prawie wszystko wypiła. Nie dziwie jej się,jak siedziała tutaj wcześniej tak jak ja to jej się to przydało. Zostaje mi jeszcze pójście do kuchni,tam na pewno ktoś się nade mną zlituję. Tak to najlepsze rozwiązanie,no i trochę uszy mi odpoczną. Odchodząc od stołu usłyszałam jeszcze jak Veronica pyta się gdzie idę,ale zignorowałam to,tak jak wszystko co mówi. Do kuchni wchodził właśnie jakiś młody kelner,moja szansa
- Przepraszam - powiedziałam i stuknęłam go delikatnie w ramie,odwrócił się do mnie. Był szatynem o niebieskich oczach,rzadko spotykane. Zazwyczaj niebieskoocy są blondynami,na przykład tak jak Lucy czy Niall
- Słucham panienkę - jaki dżentelmen,jakbym była jaką księżniczką normalnie
- Jestem Mel i mam do ciebie prośbę. Mógłbyś mi przynieść kieliszek wina albo szampana?
- Niech zgadnę, niepełnoletnia?
- Trafiłeś w sedno ... - jak on ma właściwie na imię?
- Chris
- Tak więc,czy mógłbyś to dla załatwić? - zdobyłam się na jeden z najpiękniejszych uśmiechów jakie miałam w zanadrzu
- Pod warunkiem,że dasz mi swój numer telefonu - uśmiechnął się. Był może o rok starszy ode mnie,ewentualnie dwa. Brzydki też nie był,wręcz przeciwnie,bardzo przystojny. Przytaknęłam,a chłopak wszedł do kuchni,wrócił do mnie po kilku minutach z kieliszkiem czerwonego wina. Podałam mu swój numer
- Dziękuję Chris
- To ja dziękuję,Mel - wyszłam na zewnątrz. Wiał ciepły wiatr,było trochę chłodno,ale nie zimno,idealna pogoda. Księżyc wyglądał jak rogalik,a miliony gwiazd rozświetlało niebo. Znalazłam Wielki Wóz i Mały Wóz,przyznam się,że znam tylko te dwa gwiazdozbiory. Kiedyś znałam ich więcej. Jak byłam mała przesiadywałam z dziadkiem na podwórku i razem obserwowaliśmy niebo,pokazywał mi najróżniejsze gwiazdozbiory,ale zapamiętałam tylko te dwa. Nie byłby ze mnie dumny,bo obiecałam mu,że postaram się zapamiętać jak najwięcej. Po śmierci dziadka gwiazdy przestały mnie interesować,nie wiem czy było to spowodowane tym,że przypominały mi o nim czy po prostu mi się znudziło.
- Nieładnie tak się ukrywać i do tego upijać - z moich zamyśleń wyrwał mnie męski głos
- A mama nie uczyła,że skradać się jest też nieładnie?
- Nie pamiętam,ale możemy iść się zapytać - zaśmialiśmy się - Czemu siedzisz tu tak sama?
- Nie wiem czym jest to spowodowane,ale chyba masz omamy,bo ja stoję,a nie siedzę
- Czepiasz się szczegółów,no to odpowiesz czy nie?
- Miałam dość siedzenia tam z Veronicą,więc sobie poszłam
- A alkohol skąd wzięłaś,bo szczerze wątpię,żeby ktoś na sali ci go dał.
- Ładne oczy,śliczny uśmiech i numer telefonu potrafią zdziałać wiele. A poza tym to tylko kieliszek wina. A co sprawiło,że ty uciekłeś?
- Wróciliśmy,a ciebie nie było,a że nie chciałem słuchać paplaniny Ver to wyszyłem pod pretekstem poszukania cię
- No to jak już wszystko mamy wyjaśnione,to powiedz mi jakie jest twoje hobby
- Hobby?
- No tak zainteresowania,pasja,chciałabym się co nieco dowiedzieć o tobie Skąd mam pewność,że nie jesteś seryjnym mordercą i gwałcicielem. W każdej chwili możesz przerzucić mnie  przez tą oto barierkę. No i czy Liam Payne to twoje prawdziwe nazwisko?
- Nieźle sobie to wymyśliłaś i tak to moje prawdziwe nazwisko.Powiem ci też,że to nie film szpiegowski.
- To tłumaczy brak kamer i to,że nie dostałam jeszcze mojej kanapki - znowu śmiech - No więc?
- Trochę pływam i śpiewam - kolejny sportowiec,czy ja tylko takich ludzi poznaje?
- Śpiewasz? - przytknął - Zaśpiewaj mi coś
- Tutaj? Nie ma mowy
- No proooszę,proszę,proszę,proszę - zaczęłam powtarzać jedno słowo i w kółko i w kółko i w kółko
- Dobra niech ci będzie,tylko przestań już prosić - to zawsze działa,wystarczy trochę po błagać i już wszystko co chcesz masz - Co mam ci zaśpiewać? - to było dobre pytanie,telefon do przyjaciela,publiczność? Nie to nie żaden teleturniej
- Skoro po wakacjach,chcę coś wakacyjnego,niech będzie ... Summer Paradise,Simple Plan i Sean Paul. Wszyscy to znają więc raczej nie będzie problemu,prawda? - wyszczerzyłam zęby w uśmiechu,a chłopak przytaknął i zaczął śpiewać refren,spryciarz nie ma co,a ja liczyłam na całą piosenkę.Wszystkiego mieć nie można,wsłuchałam się w jego głos

Cause I remember every sunset
I remember every word you said
And We were never gonna say goodbye
Singin' la da da da da 
 Tell me how to get back to
Back to summer paradise with you
And I’ll be there in a heartbeat
(Quick time, quick time girl) Oh-oh
I’ll be there in a heartbeat
(Quick time, quick time girl) Oh-oh

- I jak?
- No wiesz,liczyłam na coś lepszego - zrobił smutną minkę - żartowałam,byłeś świetny - od razu się rozpromienił
- Naprawdę?
- Pewnie,że tak,masz świetny głos,ja się nie znam,ale jak dla mnie nie fałszowałeś
- Na imię Melody,a na muzyce się nie zna
- Nie ja nadawałam sobie imię,nie znam się na muzyce,chociaż bardzo ją lubię - wypiłam do końca wino i pociągnęłam chłopaka za ramię - wracajmy już,zaraz będzie tort - zbliżała się północ,a o ile się orientuję to właśnie wtedy podają tort weselny. Miałam racje,młoda para właśnie ukroiła pierwszy kawałek
- Gdzie wy byliście? - zwrócił się do nas Will
- Na Antarktydzie odwiedzić pingwiny
- A brata nie zabrałaś? Co z ciebie za siostra? - powiedział z wyrzutem,a ja tylko wzruszyłam ramionami i ustawiłam się w kolejce po ciasto.

***

- Naprawdę?
- Mówię serio,a poza tym z takich poważnych tematów się nie żartuje - opowiadałam właśnie historię jak 6-letni Will udawał superbohatera biegając po domu w samej pieluszce - Czekaj jak on siebie nazywał? Bohater Pielucho-porty? - cała nasza czwórka roześmiała się tylko mój brat siedział z naburmuszoną miną
- Zainspirowałem się SpongeBob'em
- Można się domyślić Willu - powiedziała Alyss i poklepała go po ramieniu. Już od ponad godziny siedzimy na zewnątrz opowiadając historie z naszego życia
- Dobra koniec upokorzeń,Alyss zatańczysz?
- Jasne - uśmiechnęła się do niego i weszli do środka. Zostaliśmy w trójkę.
- No to która z pięknych dam ze mną zatańczy? - odezwał się po chwili ciszy Liam,patrzył na mnie i Jul wyczekująco
- Ja mogę z tobą zatańczyć - całą trójką weszliśmy na sale,na której było już bardzo wesoło. Alkohol robi swoje,weszliśmy na parkiet,na którym tańczyło niewiele osób,jakieś małe dzieci bawiły się balonikami.
- Też zawsze tak robiłem
- Bawiłeś balonami na weselach? - przytaknął - Ja też. Jak się było dzieckiem wszystko wydawało się łatwiejsze,nie było żadnych problemów
- Jak to nie? A kto pierwszy zjeżdża z górki zimą albo kto zje ostatnią babeczkę?To były ogromne problemy
- Mówię poważnie. Życie nie jest proste
- Oczywiście,że nie jest. Sam czasami zastanawiam się co zrobię jak skończę szkołę,ale to nie czas i miejsce na poważne rozmowy,więc potańczmy - no i na tym skończyło się rozmawianie o życiu.Przetańczyliśmy kilka piosenek i musiałam się zbierać
- Do zobaczenia,dzięki za te wszystkie tańce.Coś mi mówi,że jutro nie będę mogła wstać z łóżka
- Możliwe,że będę miał zakwasy,ale nie będę tak niedołężny jak ty,w końcu te buty
- Spale je w kominku,ale na początek tata będzie musiał go zakupić
- Tak brak kominka to może być duży problem - uścisnęłam go na pożegnanie i weszłam do auta.

___________________________________________________
Witajcie po tygodniu. Rozdział nie kończy się jakoś ciekawie ,ale nie miałam pomysłu jak go skończyć. Zasmucił mnie fakt,że jest tylko 10 komentarzy ;( Mam nadzieję,że teraz się postaracie i będzie więcej. Dodaje ten rozdział z wielkim trudem,ponieważ internet mi bardzo zamula,dlatego też nie powiadamiałam o tym rozdziale,bo zajęłoby mi to z 3h.

Jakieś pytania,pomysły pisać ;D

Do napisania. Wasza Caroline ;D

sobota, 21 lipca 2012

Rozdział III.

Rozdział 3.

   Nigdy więcej zakupów z Lucy. Mówię poważnie. Ciągała mnie po najróżniejszych sklepach w ogromnym centrum handlowym. Dziwi mnie ,że się tam nie zgubiłyśmy,ale moja towarzyszka znała to miejsce na pamięć,mogłam się założyć,że śniło jej się po nocach. Ale udało nam się i po około dwu godzinnych poszukiwaniach znalazłyśmy sukienkę,wręcz idealną. Podobała się nam obu,nieźle na mnie leżała,no i jak dla nas obu świetnie w niej wyglądałam. Tak więc zdecydowałyśmy się ją kupić,zostały jeszcze buty. Jak można zgadnąć Lu od razu wiedziała,gdzie znajduje się najlepsza para obuwia dla mnie,więc natychmiast ruszyłyśmy w tamtą stronę.Pokazała mi jasno-beżowe szpilki, nosiłam już wysokie obcasy,ale chyba trochę niższe niż te.
- Zwariowałaś?! Ja się w nich zabije zanim ujdę dziesięć metrów, zaraz wróć,zanim ujdę dwa metry
- Co ty gadasz,idealnie pasują do sukienki,a poza tym do soboty jeszcze trochę czasu,więc możesz poćwiczyć. No,i są przecenione
- No dobra przymierzę je - powiedziałam,a dziewczyna odtańczyła "taniec zwycięstwa" czym zwróciła uwagę innych klientów, ja zaczęłam się z niej śmiać,a ona natychmiast przestała podając mi buty. Przeszłam się kawałek i jeszcze żyję,więc to jakiś sukces.
- Dobra niech stracę,bierzemy je - blondynka uśmiechnęła się szeroko i poszłyśmy razem do kasy. Poszwendałyśmy się jeszcze chwilę szukając dodatków i wróciłyśmy do domu.


 Nadszedł dzień ślubu. Oczywiście moja mama jako fryzjerka i makijażystka w jednym miała pełne ręce roboty. Od samego rana nasz dom odwiedzały ciotki,kuzynki,aby zrobić sobie jakąś "wyjątkową" fryzurę. Ku uciesze mojej rodzicielki, postanowiłam,że uczeszę i umaluję się sama. Tak więc na dobry początek wzięłam długą kąpiel,a potem zabrałam się do makijażu. Jak zwykle nie rzucającego się w oczy. Ubrałam się we wcześniej przygotowany stój i zabrałam się za włosy,które lekko pofalowałam lokówką,no i rzecz chyba jasna zostawiłam je rozpuszczone. Przeszłam się kawałek po pokoju i uznałam,że trening się opłacił,bo teraz czułam się odrobinę pewniej chodząc w tych szpilkach.
- Melody,schodź już,jedziemy. - chwyciłam za torebkę i wyszłam z pokoju. Ze schodów schodziłam trzymając się poręczy,nie chciałam zaliczyć tzw. "gleby"
- No,no siostra,nigdy nie myślałem,że jesteś taka ładna
- To miał być komplement?
- Chyba tak - nie odpowiedziałam mu. Podjechaliśmy pod kościół w którym odbywała się ceremonia. Było jeszcze trochę czasu,więc goście stali przed wejściem do świątyni. Po prostu cudownie,zaraz zacznie się gadanie z całą rodzinką,z której większości w ogóle nie kojarzę,dodam,że za niektórymi w ogóle nie przepadam. Na przykład za taką ciotką Erin,cały czas komentuje,że dziewczęta nie powinny grać w siatkówkę czy uprawiać inne sporty,bo to nieodpowiednie dla młodej damy. Krytykuje mojego ojca,że niby to on zmusza mnie do trenowania,bo on kiedyś grał,co jest totalna bzdurą. Jej zdaniem powinnam być jak jej córeczka,która ubiera się w różowe ubrania i jest słodka aż do bólu. Na widok tej dziewczyny to mam ochotę uciec gdzieś to Kambodży,albo jeszcze dalej. Jest w moim wieku,a pusta jak bęben maszyny losującej przed zwolnieniem blokady*,a jak się do ciebie przyczepi to to tylko rzucić się z najbliższego dachu,nic więcej.Na całe szczęście nie spotkałyśmy ich na zewnątrz,zauważyłam,że mam sporo kuzynek,w moim wieku,trochę starszych i młodszych. W tłumie dostrzegłam Alyss. Może ją pokrótce opiszę. Ma skończone 19 lat,jest szatynką o brązowych oczach,moja kuzynka z którą się dogaduje,chyba z nią jako jedyną,jest jedną z normalniejszych z tej całej wielkiej rodziny. Już miałam do niej podejść gdy podeszła do nas,zaraz czy ja w ogóle znam tę kobietę?!
- Melody jak ty wyrosłaś - kto to jest? Nigdy na oczy jej nie widziałam,a ona mi gada,że wydoroślałam. Cyba,że poznałam ją jak byłam niemowlęciem,no to wtedy tak,rzeczywiście wydoroślałam. Wszyscy zaczęli wchodzić do kościoła,więc uczyniliśmy to samo. Ślub odbył się tak jak odbywają się wszystkie śluby. Na koniec wszyscy zaczęli klaskać,bo para młoda pocałowała się utwierdzając tym samym swoje małżeństwo. Josh,bo tak miał na imię teraz już mąż cioci Maggie wziął ją na ręce i wyniósł ze świątyni. Ustawiliśmy się w kolejce,aby złożyć życzenia i życzyć szczęścia na nowej drodze życia. Oczywiście nie obyło się bez komentarza co do sukienki,która bardzo spodobała się nowo zamężnej. Później dojechaliśmy do sali w której miało odbyć się wesele. Muszę przyznać super wybrane miejsce. Na końcu sali prostokątny stolik dla państwa młodych, świadków i rodziców. Prostopadle do nich okrągłe stoliki z karteczkami zawierającymi imiona gości. Rzecz jasna młodsza część towarzystwa siedziała osobno,a starsza osobno. Tak więc chwilę zajęło mi i Will'owi znalezienie naszego miejsca. Stolik był sześcioosobowy. Stała przy nim rzecz jasna córka Erin,Veronica (takie ładne imię,a dla takiej osoby,cóż za niesprawiedliwość),Alyss,Julie,czyli jeszcze jedna ze znośnych kuzynek,rudowłosa o zielonych oczach. Ciekawiło mnie kto jeszcze zasiądzie z nami. Jak na razie Will był jedynym facetem,co jak myślę wcale mu nie przeszkadzało. A mi nie dawało spokoju,kto mógł być ostatnim z gości.
- Cześć stary - usłyszałam za sobą,odwróciłam się i zobaczyłam ...
- Liam?!
- Cześć Mel jak tam? Mój tata jest kuzynem pana młodego - odpowiadając na twoje pytanie - wyszczerzył zęby w uśmiechu
- Ty wiedziałeś? - zwróciłam się do brata,który powstrzymywał śmiech - Dlaczego nic mi nie powiedziałeś?
- Uznaliśmy,że tak będzie zabawniej
- Cha,cha już się śmieje widzisz. A tak poza tym to są Alyss i Julie,a to Liam
- Ominęłaś mnie - oburzyła się Veronica,dodam,że miała na sobie krótką różową sukienkę,no bo jak,żeby inaczej?
- Jestem Veronica - na nieszczęście chłopaka siedział obok niej. Po jakiejś godzinie Liam widocznie miał dosyć jej ciągle paplania i tego jak z nim flirtowała. Rzucił w moją stronę błagalne spojrzenie. Zastanówmy się,nie powiedzieli mi nic,że on tutaj będzie,ale nikt nie zasługuje na takie katorgi. Już się nacierpiał i niech mu będzie uratuje go choć na chwilę. Wstałam z miejsca
- Liam,zatańczysz?
- Jesteśmy właśnie w trakcie rozmowy
- Kobiecie się nie odmawia,chodźmy - oddaliliśmy się trochę od nich - Dzięki Mel,naprawdę ci dziękuje,to było straszne
- Chyba przerażające,znam to,ale cieszy mnie fakt,że nie przyczepiła się do mnie jak to zwykle robi
- No wiesz co? - tańczyliśmy przez kilka piosenek,i te buty są straszne,zaraz mi nogi odpadną. Muszę przyznać,że Liam całkiem nieźle tańczy,no i praktycznie cały czas się śmiałam,potrafił rozśmieszyć człowieka
- Dobra ja mam dość,nie czuje stóp,ale jeżeli dalej nie chcesz tam wracać to ci kogoś przyślę
- Byłbym wdzięczny - podeszłam do naszego stolika,przy którym siedziała tylko Julie i Veronica,tak więc mam jedną opcje
- Jul,Liam prosi cię do tańca. A gdzie Will i Alyss?
- Poszli tańczyć. Już do niego idę - niestety zostałam sam na sam z,jak ona kazała na siebie mówić? Ver? Czy jakoś tak. Po jakiejś minucie wyłączyłam się z jej gatki,zapowiadała się długa noc.

_________________________________________________________
Jak się podoba nie jest chyba taki zły,co? Tak więc  "jest pusta bęben maszyny losującej przed zwolnieniem blokady" wzięłam z neta,dziękuje wujku google ;D Nowe bohaterki - nie wiem czy coś wniosą do opowiadania,ale raczej tak ,nie wszystkie i chyba wiadomo,która nie ;D 

Teraz skąd ich imiona? Julie - bo po prostu mi się podoba,a Alyss,bo tak na imię ma bohaterka jednej z mojej ulubionej serii książek, "Zwiadowcy" ;D Veronica - jakoś tak wpadło ;P Pojawią się nowi bohaterzy,ale to z czasem ,mam już nawet dla niektórych imiona ;P

Dziękuję za komentarze pod poprzednim,wejścia,obserwatorów i mam nadzieję,że za każdym razem bedzie więcej ;D


ANONIMOWI podpisujcie się pod komentarzami,taka mała prośba,bo później chcę wiedzieć komu mam dziękować za komentarze ;D
Jeżeli macie jakieś pytania dotyczące tego czy też drugiego opowiadania,albo macie do mnie jakieś prywatne pytanie to założyłam na te okazję konto na ask.fm <LINK>,więc pytać ;D
POMYSŁY można zgłaszać pisząc w komentarzu lub na pocztę,ale jeżeli piszecie mi swoje pomysły to napiszcie w komentarzu,że mi coś wysłaliście ,bo codziennie nie wchodzę na pocztę ;P Adres e-mail: opowiadaczka22@onet.pl
 
Do napisania. Wasza Caroline ;D