sobota, 25 sierpnia 2012

Rozdział VI.

Rozdział 6.

"Louis"

   Jeżeli chodzi o moją kondycje,to ... może lepiej nic nie mówmy. Nie jest zła,ale też nie jest świetna. Zdecydowanie jestem dużo wolniejszy od Mel i Lucy,ale chociaż góruje nad Willem. Zawsze to jakiś plus. Zostało mi jeszcze pół kilometra do przebiegnięcia,a już opadam z sił. Dziewczyny już skończyły "rozgrzewkowy bieg",a Will jest jeszcze dwieście metrów za mną. Tak więc jesteśmy gorsi od dziewczyn. Brawo Lou! Pokonała cię dziewczyna,a nawet dwie. Musisz poćwiczyć i to ostro. W końcu jesteś w drużynie. I jak sobie wyobrażasz biegać przez dziewięćdziesiąt minut po boisku jak ledwo przebiegasz dwa kilometry? Jutro mecz,a ty się lenisz! Westchnąłem i dokończyłem bieg. Mel i Lu siedziały na ziemi odpoczywając,a pan Valentine stał z niczego nie wyrażającym wyrazem twarzy.
- No,no brawo.Jesteś szybszy od Will'a - powitała mnie Melody. Nawet nie zauważyłem kiedy do mnie podeszła. Skupiony byłem na złapaniu oddechu. Spojrzałem na nią. Nie było po niej widać,że właśnie przebiegła dwu-kilometrową trasę. Uśmiechała się od ucha do ucha. Czyli ona przejęła rolę pozytywnego na ten dzień? Świetnie.
- Will,Will - mruknął ojciec rodzeństwa. W jego głosie można było wyczuć nutę niezadowolenia,do tego pokręcił głową z rezygnacją. Uśmiechnąłem się mimowolnie. Nie wiem czemu,może cieszyłem się z tego,że nie jestem najgorszy - Teraz trochę się rozciągnijcie,a później Melody wraz z Lucy poćwiczą z piłką,a dla was chłopcy mam coś innego. - na jego twarzy zagościł uśmiech. Mogę powiedzieć,że się się boje? Trzeba było słuchać Willa,ale nie Louis jest mądrzejszy i wie wszystko najlepiej. Podczas "rozciągania" zwróciłem się do brunetki
- Wiesz może co wymyślił dla nas twój tata? - dziewczyna wzruszyła tylko ramionami. Pozostało mi czekać. Nie trwało to zbyt długo.
- Tak więc - zaczął mężczyzna - Macie jutro mecz,tak? - przytaknęliśmy,muszę przyznać,że chyba zbyt energicznie to zrobiłem,ale chyba nie zwrócił na to uwagi - Spróbujcie mnie pokonać
- Słucham? - wyrzuciłem z siebie nim zdążyłem to przemyśleć
- Poćwiczymy strzelanie na bramkę. W liceum oprócz grania w siatkówkę zajmowałem się także obroną bramki naszej szkolnej drużyny. - zaczęliśmy strzelać na prowizoryczną bramkę. Szło nam nieźle,w końcu pan Valentine podsumował - Albo ja jestem tak kiepski albo wy jesteście tak dobrzy. Koniec na dzisiaj

- To kto idzie na koktajl? - zagadnąłem gdy jechaliśmy już z powrotem.
- Przepraszam Lou,ale nie mogę,mam jutro test z biologii i jak go zawalę to będę mógł się pożegnać z meczem Chelsea - mruknął Will
- Ja też nie mogę - powiedziała Lucy,nie wyjaśniając dlaczego
- Mel jesteś moją ostatnią nadzieją,co ty na to?
- Hmm ... W sumie czemu nie,nie mam nic lepszego do roboty. - odwiozłem wszystkich po kolei i umówiłem się z Melody za godzinę.

***
Zapukałem do drzwi i po chwili otworzyła mi brunetka. Włosy upięła w kok,a pojedyncze kospyki opadały jej na policzki
- Niezwykle pozytywnie - powiedziałem mając na myśli jej kolorowy strój
- A dziękuje,taki miałam zamiar - w ciągu piętnastu minut byliśmy już w MilkshakeCity. Wchodząc uderzyła nas fala ciepła,na zewnątrz nie było aż tak zimno,ale wchodząc tam czułem się znacznie przyjemniej niż na dworze. Do tego jeszcze ta różnorodność zapachów. Truskawka,wanilia,czekolada,malina,można by długo wymieniać . Wybraliśmy stolik w rogu. W godzinach popołudniowo-wieczornych ruch w tym miejscu był zdecydowanie największy w ciągu całego dnia. Czasami nie było gdzie usiąść,tak wielu ludzi tutaj przychodziło. Nie dziwie się. Miła obsługa,ciche dźwięki muzyki,które dodawały klimatu i oczywiście pyszne koktajle.
- Ja poproszę czekoladowy - zwróciłem się do kelnerki. Melody kiwala głową w tą i z powrotem przegryzając dolną wargę jednocześnie czytając menu. Kelnerka była już zniecierpliwiona,więc zedycowałem za moją koleżankę
- Dla tej pani malinowo-brzoskwiniowy - brunetka spojrzała na mnie z wyrzutem i schowała się za kartą
- Jak foch to foch!
- Tak właśnie! Nie wolno decydować za ludzi,to jest ... - nie dałem jej dokończyć
- Ale nieładnie jest też przedłużać prace innych
- Niech ci będzie - powiedziała już z uśmiechem. Nagle coś mnie tknęło - Mel wiesz może co sprawiło,że Lucy nie mogła do nas dołączyć? - byłem ciekaw
- Yyyy ... no ten ... nie - wydusiła w końcu. Jakoś jej nie wierzyłem
- Akurat
- Dobra wiem,ale nie powiem,bo obiecałam
- No weź - powtarzałem to dziesiątki razy,ale dziewczyna zawsze przecząco kiwała głową. Przestałem gdy przyniesiono nam koktajle. Zimny płyn o smaku czekoladowym był wyśmienity.
- Szczerzysz się jak głupia do sera,a raczej jak do koktajlu więc chyba ci smakuje
- Skąd wiesz?
- Co?
- No o głupocie?
- To przecież widać - zaśmiałem się
- To nie jest zabawne Lou - jej mina była teraz poważna jak nigdy - To bardzo straszna choroba i jest bardzo zakaźna i trudna do wyleczenia. U mnie zdiagnozowali ją już w wieku czterech lat i dalej nie mogę wyzdrowieć - nie wytrzymała i teraz śmiała się zapewne z mojej miny. Bo była to mieszanka rozbawienia,zdziwienia i powagi. Naprawdę musiałem wyglądać komicznie i jak to sobie wyobraziłem także wpadłem w śmiech. Teraz śmieliśmy się razem i ludzie dziwnie się na nas gapili,trudno ich problem.

"Melody"

    Spacerowaliśmy po parku. Niektóre latarnie już się paliły. Ściemniło się. Gdzieniegdzie spacerowały pojedyncze osoby,albo jakieś grupy nastolatków. Byłam ciekawa jak poszło spotkanie Lucy z Niall'em. Tak, właśnie dlatego dziewczyna nie mogła z nami iść,byłam umówiona z blondynem,a ja obiecałam,że nikomu nie powiem. Nie wiem po co,ale uszanowałam jej wolę pod warunkiem,że mi wszystko ze szczegółami opowie. Byliśmy pod moim domem. Spędziłam miło czas. Dowiedziałam się sporo o chłopaku,bo jak już zaczął gadać to buzia mu się nie zamykała
- No to cześć - machnęłam ręką na znak pożegnania. Zrobił słodką minkę i rozłożył ręce
- Tuli?
- Tuli - uścisnęłam chłopaka
- A i w sobotę spędzamy wieczór w ósemkę, pamiętaj! - chciałam odpowiedzieć,że "jakbym śmiała zapomnieć",ale nic nie powiedziałam tylko weszłam do domu. Usłyszałam dźwięk otrzymanego sms'a. Pewnie Lucy jest gotowa znać mi relacje z randki,chociaż ona uważa,że to tylko przyjacielskie spotkanie. Taaa jasne,ja z Lou byliśmy na przyjacielskim spotkaniu,ale ta dwójka. Między nimi coś jest i to była zdecydowanie randka. Nieznany numer

"Może miałabyś ochotę spotkać się w sobotę wieczorem? Chris :D"

Czyli jednak się odezwał. Dodałam jego numer do kontaktów i odpisałam jednocześnie kierując się do kuchni

"Do:Chris
 Niestety nie mogę,jestem umówiona ze znajomymi."

Nie mogłam ich przecież wystawić do wiatru. Wyjęłam miskę z szafki,a potem mleko i płatki

"Od Chris
To może za tydzień?"

Uśmiechnęłam się pod nosem i zaczęłam jeść "kolacje".

"Do Chris
Nie odpuścisz co? Przyszły tydzień zajęta,ale termin za dwa tygodnie mogę zabukować dla ciebie. Piszesz się na to?"

"Od Chris
Nie odpuszczę. Wiesz dziewczyny zazwyczaj chcą jak najszybciej się ze mną umówić,ale skoro nie masz czasu to za dwa tygodnie. Ale na pewno nie chcesz iść się pogibać? :D:D"

Czyli chciał mnie zabrać do klubu,ciekawe

"Do Chris
Mówiłam,zajęta. Nie da rady. Nawet urok osobisty ci nie pomoże :D"

"Od Chris
To może zabierz ich ze sobą? "

"Do Chris
To byłoby niezłe rozwiązanie.Zobaczymy czy się zgodzą. "

Pisałam z Christianem do późnej nocy. Nie brakowało nam tematów do prowadzenia konwersacji.Cieszyło mnie to.

***

Jak przypuszczałam wszyscy prawie jednogłośnie przystali na propozycje wyjścia do klubu. Chcieli odreagować cały tydzień szkolny,który nareszcie już się kończył. 
Mecze między szkołami,to bardzo pożytecznie czas spędzony przez uczniów. Zazwyczaj wszyscy są zwolnieni z lekcji i idą oglądać zmagania piłkarzy. Przeszłam przez boisko rozglądając się za przyjaciółmi. Zachciało ci się sikać,to teraz szukaj wiatru w polu. Na oczach poczułam czyjeś palce.
- Zgadnij kto - powiedział męski głos. Czyżby Will albo Lou robili sobie właśnie żarty,bo wyszli na murawę. Ale nie rozpoznałam głosu żadnego z nich,zabawmy się i zobaczmy co wyjdzie
- Oprah? - zapytałam - Nie,nie czekaj. Messi, tak to na pewno ty Leo - zaśmiał się
- Piii.Przykro mi nie zgadłaś - odwrócił mnie w swoją stronę. Zobaczyłam uśmiechniętego od ucha chłopaka o niebieski oczach i niemal czarnych włosach. Stał przede mną Chris,tylko co on tu robił ...

_______________________________________

Długo mnie tu nie było,3 tygodnie. Matko kochana,szmat czasu,ale w ciągu tych tygodni miałam zanik weny,dwa wyjazdy i pełno spotkań ze znajomymi,więc praktycznie tylko w nocy miałam chwile,żeby zajrzeć na bloga.Przepraszam i mam nadzieję,że więcej sie nie powtórzy :D

Proszę o więcej komentarzy,no bo jest tylko siedem pod poprzednim :((

Jak się podoba?
Do napisania. Wasza Caroline :D

9 komentarzy:

  1. No no ciekawie;d ciekaiw co będzie w kolejnym rozdziale?;p juz nie moge sie go doczekac xD

    hard-comes.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Swietnie piszesz czekam na nastepny rozdzial

    OdpowiedzUsuń
  3. Czekam na nexta. jak zwykle świetnie :D
    Gwiazdka

    OdpowiedzUsuń
  4. Proszę was o przeczytanie bloga mojej przyjaciółki. Dopiero zaczyna i chciałaby żeby ktoś czytał Jej opowiadanie.

    http://loveonedirectionf.blogspot.com/

    Gwiazdka

    OdpowiedzUsuń

    OdpowiedzUsuń
  5. http://princessmia14.blogspot.com/2012/08/nie-odzywasz-sie-6-lat-i-mowisz-czesc.html hej :) skomentujesz?

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział świetny! Myślę, że Louis czuje coś więcej do Lucy...

    http://from-hatred-to-love.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. http://pod-powierzchnia.blogspot.com/ pojawił się nowy rozdział 5 zapraszam! :)

    OdpowiedzUsuń
  8. http://princessmia14.blogspot.com/2012/09/ale-sam-mowies-ze-ona-czesto-sie.html jeszcze jeden nowy :)

    OdpowiedzUsuń